-->

sobota, 22 września 2012

the nightly rush

O Times Square słyszałam różne rzeczy - że same sklepy, tłumy turystów, że to wszystko takie oklepane. Ku mojemu zdziwieniu pokochałam to miejsce od razu. Times Square najlepiej odwiedzać nocą, kiedy światła neonów i reklam sprawiają, że człowiek wpadając w przyjemny trans może poczuć się jak w filmie.
Miło obserwować ludzi z wielkich czerwonych schodów TKTS. Miło patrzeć i słuchać jak kultury i języki jakimś cudem tworzą całość. Ktoś krzykiem nawraca ludzi, ktoś śpiewa, ktoś spieszy do teatru, ktoś tańczy... takie jest właśnie serce Nowego Jorku i za nim na pewno będę tęsknić. 







/I'm wearin' second hand sweater, zara skirt, new look bag, heels actually from nowhere. pics -  Kara/

środa, 19 września 2012

MoMA

Na wstępie chciałabym przeprosić za moje skandaliczne zachowanie... Zastój na blogu zrzucam na karb całej masy przygód, które z założenia są nieprzewidywalne, nieprawdaż? 
Zdążyłam już odwiedzić Metropolitan Museum i American Museum of Natural History, przyszedł czas na Museum of Modern Art. Przyznam bez bicia, że sztuka nowoczesna w większości nie jest bliska memu sercu (aczkolwiek był czas kiedy była bliska przymusowo - matura blabla) i nie będę udawała, że rozumiem wszystkie dziwaczne projekcje, instalacje, konstrukcje czy nawet obrazy jakie składają się na zbiory Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. Niemniej doceniam kreatywność (pomysły mieli niesamowite!) i wysiłek jaki podjęli  artyści XX i XXI wieku w tworzeniu niektórych dzieł (np. takich jak to za mną na pierwszym zdjęciu).
Na poniższych zdjęciach (tak jak cały czas w Nowym Jorku, turystka ze mnie...) jestem ubrana w rzeczy wygodne. W temperaturze 23 stopnie odpoczywam od upałów i rozkoszuję się łagodnym początkiem jesieni.


/I'm wearin' new look blouse, pull & bear pants, river island shoes, new look bag/









niedziela, 2 września 2012

To dopiero czwarty dzień w Nowym Jorku, a ja czuję się jakbym mieszkała tu od miesięcy. 
Nowy Jork wygląda inaczej niż na zdjęciach. To pewne. Nie myślcie, że jestem rozczarowana, na razie męczy mnie tylko upał :) Trzydzieści stopni w mieście staje się czterdziestoma - klimatyzatory i samochody oddają strasznie dużo ciepła! 
Pierwsze dni poświęciłam na włóczenie się po Manattanie, który jest bardzo prosty "w obsłudze". To dlatego, że jest paradoksalnie niewielki, podzielony na trzy części: Downtown, Midtown (tu mieszkam) i Uptown, a ulice (streets i avenues) są ponumerowane (nie mają nazw).



 W sklepie "Toys"r"us" można znaleźć chyba wszystkie zabawki świata. Raj dla mnie...




Obowiązkowa fotka na Times Square... reklamy, spaliny, tłumy turystów - a jednak fascynuje, zwłaszcza nocą, kiedy neony sprawiają, że aż kręci się w głowie.


I polski akcent na TS...





Central Park.






Widok z naszego okna. Po prawej The Empire State Building - najwyższy budynek Nowego Jorku.






Zaskakująco pyszne (i tłuste) tosty z Dunkin' Donuts. Mniam!